„Buy Irish”, czyli czy polski rząd i polskie władze mogą wprost powiedzieć „Promujemy i kupujemy polskie produkty”?

Patriotyzm gospodarczy - Buy Irish - czypolski rzad moze powiedzieć: "Promujemy polskie produkty"

Rzecz o tym, czy polska administracja może otwarcie i z wykorzystaniem środków publicznych promować dobre polskie produkty.

Dziś piszę o sprawie „Buy Irish” i o tym czy w świetle tego co z niej wynika polska administracja może powiedzieć wprost: „Promujemy i kupujemy dobre polskie produkty wyprodukowane w Polsce przez firmy z dominującym polskim kapitałem”.

Pierwsza myśl

Dobre polskie produkty powinny być promowane przy każdej okazji i przez każdego. Wspieranie polskich firm, w których dominuje polski kapitał leży przecież w interesie nas wszystkich, tak naszego państwa, jak i nas samych.

Sprawa Buy Irish - czy polskie władze mogą oficjalnie promować patriotyzm gospodarczy i dobre polskie produkty?
Czy polskie władze mogą wprost promować dobre polskie produkty wyprodukowane w Polsce przez polskie firmy?

Jednym z naturalnych ośrodków, który jak się zdaje, powinien najsilniej wspierać promowanie takich postaw, jak patriotyzm gospodarczy (ekonomiczny, konsumencki itp.) powinny być polskie władze. Bo któż, jak nie one, powinien zachęcać nas (polskich konsumentów i przedsiębiorców) do wybierania w pierwszej kolejności polskich produktów. Wszak to nasi przedstawiciele powołani do rozsądnej troski o dobro wspólne. I dotyczy to władz wszystkich szczebli, począwszy od Kancelarii Prezydenta, Parlamentu, Rządu, poszczególnych ministerstw, różnego rodzaju urzędów, a na samorządach wszystkich szczebli i ich jednostkach podległych skończywszy.


Patriotyzm gospodarczy


Nie będę tu powtarzał po wielokroć przywoływanych w różnych miejscach argumentów za tym, że warto promować dobre polskie produkty, takich jak te o spływających do polskiego budżetu większych podatkach, dodatkowych miejscach pracy, możliwości inwestowania polskich firm w badania i rozwój, a także wielu, wielu innych czynników przemawiających „za”. Nie o tym bowiem chcę dziś pisać.

Dziś trochę o tym, co polskie władze oficjalnie mogą robić dla promocji w Polsce polskich produktów.

Polska jest członkiem UE

Od razu rodzi się pytanie – czy polskie prawo mogłyby obecnie w otwarty sposób promować na naszym krajowym rynku wyprodukowane w Polsce produkty firm z dominującym polskim kapitałem?

Zgłębiając ten temat pamiętać trzeba o tym, że Polska jest członkiem UE i polskie władze wprowadzając u nas nowe przepisy muszą w wielu przypadkach uwzględniać to, co zostało już ustalone jako obowiązujące w prawie wspólnotowym. Od czasu, gdy weszliśmy do UE, nie działamy bowiem w sferze tworzenia prawa „w próżni”.

Kilka klików i kazus „Buy Irish”

Szukając odpowiedzi na postawione wyżej pytanie bardzo szybko można trafić na artykuły o sprawie „Buy Irish”. Tak określane jest orzeczenie ETS wydane w 1982 r. w sprawie KE przeciwko Irlandii. Od tej sprawy wszystko się zaczęło.

Orzeczenie ETS Buy Irish - czy polskie wladze moga promowac w Polsce dobre polskie produkty?
Co wynika z orzeczenia ETS wydanego w sprawie Buy Irish? Czy polskie władze mogą wprost promować dobre polskie produkty wyprodukowane w Polsce przez polskie firmy?

Zaraz po tym jak Irlandia stała się członkiem ówczesnych Wspólnot (dziś UE), irlandzki rząd przygotował kampanię znaną teraz jako: „Buy Irish”, czyli po polsku „kupuj irlandzkie”. Kampania ta miała na celu promowanie towarów pochodzenia irlandzkiego. Pomysłodawcy „Buy Irish” założyli, że będą promowali specjalną etykietę „Guaranted Irish” – jej obecność na produkcie miała być dla konsumenta gwarancją irlandzkiego pochodzenia oznaczonego nią towaru. Elementem kampanii miał być również stworzony dla konsumentów specjalny serwis udzielający informacji o tym, które z produktów obecnych na rynku są produkowane w Irlandii. Zaplanowano również inne działania promocyjne i reklamowe, np. udostępnianie dla irlandzkich producentów specjalnej powierzchni wystawienniczej.

Tak zakrojona kampania promocyjna wspierania sprzedaży produktów krajowych została uznana przez ETS za naruszającą normy prawa wspólnotowego.

W ocenie Trybunału niedopuszczalne było to, że program „Buy Irish” był finansowany ze środków publicznych, władze publiczne były w jego realizację zaangażowane instytucjonalnie, a sam program prowadził do dyskryminacji produktów pochodzących z innych państw członkowskich. Doprowadziło to do uznania irlandzkiej kampanii „za środek o skutku podobnym do ograniczeń ilościowych w swobodnym przepływie towarów”. W ocenie ETS kwestionowany program dotyczył całej gospodarki krajowej i ograniczał wewnątrzwspólnotową wymianę towarów.

„Buy Irish” to tylko początek

Jak wynika z materiałów udostępnianych w internecie wyrok w sprawie „Buy Irish” był pierwszym, ale nie ostatnim tego typu orzeczeniem europejskiego Trybunału.

Konsekwentnie uznawał on, że publiczne programy promocyjne nie mogą prowadzić do dyskryminowania towarów pochodzących z innych państw członkowskich.

Przyznawał jednocześnie, że takie ograniczenia mogą wprowadzać prywatni przedsiębiorcy w podejmowanych przez siebie kampaniach promocyjnych. Warunkiem jednak w takim przypadku jest to, aby władza publiczna nie była w taki „prywatny” program zaangażowana i nie partycypowała w jakikolwiek sposób w jego finansowaniu.


Odczarujmy polską chemię, czyli #ChemiaZPolski


I o ile Trybunał uznawał, że prywatni przedsiębiorcy mogą wdrażać i finansować różnego rodzaju kampanie promocyjne, nawet jeśli ich założeniem jest promowanie produktów krajowych, a tym samym „dyskryminowanie” towarów produkowanych gdzie indziej, to już dołączenie do takiego programu i partycypowanie w nim przez władzę publiczną lub finansowanie programu ze środków publicznych pozbawiało go przymiotu prywatnego i czyniło go publicznym. Publiczny zaś status programu uniemożliwia uwzględnianie w jego założeniach czynników „dyskryminujących” towary pochodzące z innych państw członkowskich.

Czyli możemy promować wyłącznie towary polskie („dyskryminować” towary z innych państw członkowskich) albo prywatnie, albo wcale.

Trochę inne zasady dla towarów rolno-spożywczych

Dla produktów rolno-spożywczych w UE powstało wiele różnych, specyficznych przepisów. Niektóre z nich urosły wręcz do rangi anegdoty (np. marchewka to owoc lub „krzywizna” banana). Są też odrębne zasady promowania produktów spożywczych, a sama UE przeznacza na ten cel osobne środki.

Regulacje unijne i to, na co pozwalają one w zakresie promowania krajowych produktów spożywczych, wykorzystują niedawno wprowadzone przepisy o znaku „Produkt polski”, czyli art. 7b ustawy o jakości handlowej artykułów rolno-spożywczych.


O znaku Polski Produkt wspominałem we wpisie:
Polski produkt – po czym go poznać?


Produkt polski - znak ustalony przez Ministra Rolnictwa na polskie artykuły spożywcze
Produkt Polski – znak ustalony przez Ministra Rolnictwa dla artykułów spożywczych

Warto ten jednej przepis w wolnej chwili przeczytać. Można się z niego np. dowiedzieć, że aby uzyskać prawo do oznakowania żywności znakiem „Produkt polski” jego producenci muszą zadbać, aby ich produkty spełniały ściśle określone warunki, np. mięso musi zostać pozyskane ze zwierząt nie tylko urodzonych na terytorium Polski, ale jednocześnie takich których chów i ubój odbyły się na terytorium naszego kraju. O kapitale dominującym w strukturze właścicielskiej producenta tak oznaczonych produktów mowy tam nie ma, bo zgodnie z prawem wspólnotowym mowy być nie mogło.

Powie ktoś, że to za mało, ale przyznać też musi, że nawet to robi sporą różnicę.

Dlatego warto szukać na produktach spożywczych znaku „Produkt polski”.

Jakie wnioski? Co my sami możemy zrobić?

Władze ograniczone w swoim działaniu przez przepisy UE

Jak widać z powyższego, nasze krajowe władze nie mogą w świetle unijnego prawa wprost zaangażować się w promowanie na naszym wewnętrznym rynku wyłącznie krajowych produktów. Mogłoby to bowiem zostać łatwo uznane za działanie prowadzące do dyskryminowania towarów z innych państw członkowskich i godzące tym samym w zasadę swobodnego przepływu towarów w UE.

Choćby nie wiem jak poszczególni notable chcieli i jak głęboko w sercu nosili wewnętrzną potrzebę promowania polskich produktów, w obowiązującym obecnie porządku prawnym muszą mieć na uwadze otoczenie prawne w jakim Polska funkcjonuje i wynikające z niego konsekwencje.

Warto wiedzieć, że tego typu problemy były oczywiste dla naszych władz już na etapie wstępowania Polski do Unii.

Dla chcących zagłębić się troszkę w temacie na początek polecam lekturę dwóch opracowań z tamtego okresu, które znalazłem w internecie:

Jak widać spektrum działań możliwych do podjęcia przez administrację w omawianym tu kierunku jest ograniczone. Nie jest łatwo – to fakt. Wiele zależy teraz od chęci poszczególnych decydentów do działania i ich kreatywności.

#ZmieńNaPolskie w urzędzie

Jednym z dość prostych sposobów na faktyczne promowanie dobrych polskich produktów może być „wyczulona” (oczywiście w granicach prawa) na ten aspekt procesu zakupowego realizacja zamówień publicznych.


Raz w tygodniu #ZmieńNaPolskie


W Polsce jest ponad 30 tys. zamawiających, czyli rożnego rodzaju podmiotów publicznych, które na swoje i nie tylko swoje potrzeby kupują bardzo różne towary i usługi.

Dlaczego wszystkie te podmioty nie mogłyby być „wewnętrznie wyczulone” na pochodzenie produktów, które zamawiają?

Szczególnie w przypadku tych zakupów, do których nie muszą stosować przepisów ustawy Prawo zamówień publicznych – co do takich mniejszych zamówień mają one dużo większą swobodę wyboru. I z tej właśnie swobody powinny korzystać.


Czy wiesz, że kod kreskowy 590 to nie zawsze polski produkt?


Zresztą nawet w dużych, „ustawowych” zamówieniach zdarza się, że w dokumentacji podawany jest „przykład” artykułu, który spełnia minimalne wymagania zamawiającego. W takich przypadkach też warto byłoby, żeby osoby sporządzające te opisy pamiętały o polskich produktach (oczywiście o ile takie są i odpowiadają konkretnym wymaganiom) – przecież zamiast „Bic” czy „Stabilo” można równie dobrze wpisać „Rystor”. Miękka sugestia, niewiele więcej, ale czasami być może „chwyci” i zostanie zaoferowany polski produkt. Skoro jest taka możliwość, to czemu z niej nie skorzystać.

A to tylko jeden z przykładów. Szukajmy innych pomysłów.

Prywatny może więcej

Nie można też nie dostrzec w kontekście orzeczenia „Buy Irish” i kolejnych jemu podobnych, że dużo większą swobodę w działaniu niż nasze władze mamy my sami – polscy konsumenci i przedsiębiorcy.

Możemy podejmować działania promujące nasze dobre polskie produkty i namawiać innych do wybierania w pierwszej kolejności takich właśnie produktów. Możemy tworzyć znaki promujące polskie towary i zachęcać do oznaczania nimi produktów, które są produkowane w Polsce.

Nie ograniczajmy się zatem w swoich działaniach i promujmy zawsze i wszędzie to co dobre i polskie!

Bo to się nam po prostu opłaca. 🙂

1 Udostępnień

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *